Marcin bloguje

.impressions.memos.tech.

Chaos

Myśl przewodnia filmu to wyłanianie się wzorca z chaosu. Widać scenarzysta przeczytał jakiś artykuł popularnonaukowy na ten temat i od razu wymyślił fabułę. Może to i dobrze, miał chłop pomysł. Generalnie chodzi o to, że grupa banydtów napada na banki, rabuje je pomimo alarmów policyjnych i licznych oblężeń owych instytucji. To jak udaje im się wymykać jest właśnie sednem filmu.

W niezbyt ekscytującej obsadzie mamy Snipes’a, w roli złego, Stetham’a, w roli detektywa, który próbuje przeciwdziałać rabunkom i jeszcze jednego człowieka, który ma nadzorować pracę Stetham’a. Poza tym jest dużo eksplozji, trochę walki, sporo słownych utarczek. Czasem akcja ma miłe zawieszenie, aby potem ruszyć lekko z kopyta, i to mile zaskakuje. Poza tym film jest standardem. Czerpie z tego co już było. Ot tak, można obejrzeć.

chaos

Chaos (2006)
Reżyser: Tony Giglio
Obsada: Jason Statham, Wesley Snipes, Ryan Phillippe

Casanova

Film twórcy bardzo dobrej “Czekolady”, ale nie czuje się w nim aż takiej świeżości jak w tamtej produkcji. Mimo to trzeba przyznać, że opowieść o największym podrywaczu w historii jest bardzo udana, zgrabnie prowadzona i z wyraźnymi postaciami. Podpada pod rodzaj komedii romantycznej, tyle że z akcją umieszczoną w Wenecji. Dzięki temu mamy ładne scenerie tego włoskiego miasta z jego licznymi pięknymi uliczkami, kanałami i wplecionymi w to wszystko gondolami.

Główny bohater, którego gra ulubieniec nastolatek - Ledger sprawuje się nad podziw dobrze. Tworzy wiele fajnych sytuacji, śmiesznych nawet. A przez “fajne” rozumiem to, że ciekawie zaskakują, wprowadzają świeżość w te wnętrza wenecji i dają sporo duszy postaci Casanovy. Osią filmu jest epizodzik z życia Casanovy. Liczne władze (kościelne) już czychają na podrywacza, więc musi sobie jakoś z tym problemem poradzić. Do tego jeszcze się zakochuje, ale dzięki swej umiejętności miłego lawirowania pomiędzy perypetiami życia - tam kogoś oszuka, tu się zakocha, tam znów coś namąci - udaje mu się wyjść zwycięsko i zgrabnie z całego zamieszania. Dzięki temu wychodzi przyjemny film, nawet pomimo faktu, że nie do końca pasuje mi ów Ledger do wizerunku Włocha.

Trochę zawodzi zakończenie, które jest zbyt hoolywoodzkie i przesłodzone. Jest to zdecydowanie średni film. Całość dobrze ze sobą współgra, ale może lekka zmiana w obsadzie aktorskiej by pomogła?

casanova

Casanova (2005)
Reżyser: Lasse Hallström
Obsada: Heath Ledger, Jeremy Irons

Capote

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem plakat dotyczący tego filmu wydał mi się dziwny i pretensjonalny. Stwierdziłem, że nie będę go oglądał, bo i po co niby. Przekonałęm się, że jednak bym chciał go zobaczyć dopiero po jakimś czasie, gdy przeczytałem czego dotyczy, z tyłu książki właśnie. Natomiast samo obejrzenie go od decyzji dzieliło też kilka “chwil”.

W tym biograficznym filmie możemy poznać postać Trumana Copote, niby że znamienitego pisarza amerykańskiego. A w zasadzie to jest tu tylko o tym, jak pisał swoją najbardziej chyba znaną książkę “In Cold Blood”. Dotyczyć miała ona okrutnego morderstwa popełnionego na amerykańskiej prowincji przez dwóch mężczyzn. Truman przeprowadził z nimi wiele rozmów na temat ich życia, czynił różne zabiegi, które pomagając im pomagały jemu dokończyć książkę. I o tym właśnie jest film. Jedynie początek dotyczy samej zbrodni, a dalsza część jest bardziej fascynacją tymi ludźmi, szczególnie jednym z nich.

Bez bicia przyznaję się, że pomimo dosyć ciekawego podejścia do tematu filmu biograficznego czasem nudziłem się. Chyba inaczej się nie da :) Film, mimo bardzo wciągającego początku odpycha później swą płaską akcją. Tak naprawdę nie wiele się dzieje.

Warto obejrzeć, bo nigdy nie dowiedziałbym się pewnie kim był taki człowiek jak Truman Capote. A to przecież autor “Śniadania u Tiffaniego”. Jednak trzeba się przygotować na długie siedzenie, powolną akcję, ładne zdjęcia - dlatego dobrze jest oglądać ten film nie samemu ;P

capote

Capote (2005)
Reżyser: Bennett Miller
Obsada: Philip Seymour Hoffman

Butterfly Effect 2

Czasem niezbyt mądrym jest odcinanie kuponów od starych pomysłów. Otóż wzmiankowany film jest prawie o tym samym co część pierwsza, ale jednak gorszy. A różnica w podejściu do tematu jest minimalna. Widać natomiast, że nie za wiele ktoś posiedział nad tym, bo momentami jest idiotyczne i niespójne.

Ciężko nawet opisać fabułę.. Zaczyna się od tego, że grupka znajomych ma mały piknik za miastem, mnóstwo drobnych zdarzeń podczas niego, wracają do miasta. W drodze powrotnej mają wypadek i prawie wszyscy giną, przeżywa jedynie główny bohater, wyjątkowa ciapa, muszę przyznać. Gdy po jakimś czasie (miesiąc? dwa?) wychodzi ze śpiączki jest zrozpaczony, ale próbuje jakoś wrócić do normalnego życia. Przez przypadek znajduje sposób na przenoszenie się do pewnych momentów w przeszłości i zmienianie ich. A jak to robi? Tym razem wpatruje się w zdjęcie, i już. Próbowałem, ale tak nie potrafię, a może patrzyłem na te na których nie chcę nic zmieniać? ;-) A końcówka jest taka sama jak w pierwszej części - takie same wnioski.

Zaletą jest ładniejsza kobieta Nick’a, głównego bohatera, i to ważne, bo ona trzyma przy tym filmie. Poza tym nie ma tu wiele do oglądania. Sporo dziur logicznych, takie podróże w czasie wymagają trochę myślenia, a nie pisania scenariusza na pałę. Nie jest zbytnio umotywowane czemu on się tak przenosi, nic tak na prawdę o tym nie jest powiedziane. Bzdura.

Nie oglądajcie tego, chyba że naprawdę się wam nudzi, albo co..

butterfly effect 2

Butterfly Effect (2006)
Reżyser: John R. Leonetti
Obsada: nitk szczególny

The Break-Up

Czekałem na ten film już dłuższy czas. Nie miałem gdzie i kiedy go obejrzeć, aż tu wreszcie przyszła ta chwila. Może trochę za bardzo czekałem, a może za dużo się spodziewałem po tym duecie, ale jakoś tak nie powalił mnie ten film na kolana.

Po krótce o czym to jest. No więc Gary i Brooke są parą. Poznali się w dosyć nietypowych okolicznościach. Gary to Polak (tak BTW ;-) ), który ma gadane więc prowadzi firmę wycieczkową - organizują wycieczki po Nowym Jorku. Brooke pracuje w galerii. Prowadzą dostatni tryb życia, aż tu pewnego razu coś się między nimi zaczyna psuć. Od tego momentu mamy historję nieporozumień między nimi.

Jest to zdecydowanie odkrywcze, bo nie jest to kolejna głupia komedyjka romantyczna. Jest śmiesznie, ale nie idiotycznie, za to pouczająco. Warto to obejrzeć, bo można kilka ciekawych rzeczy zrozumieć, z dziedziny relacji damsko męskich. Chyba że ktoś je już wyczytał we wszelkich poradnikach i innych takich.

Moje wrażenie co do sposobu myślenia obojga bohaterów jak i identyfikowania się widza z nimi jest takie, że kobieta przytaknie racjom kobiety, a facet racjom faceta. I niby to oczywiste, gdyby nie to, że patrząc obiektywnie oboje mają rację, lub się mylą - zależnie od sytuacji. Czyli dostaliśmy tym razem historię z morałem, i to bez happy-endu.

breakup-small

The Break-Up (2006)
Reżyser: Peyton Reed
Obsada: Vince Vaughn, Jennifer Aniston

Blood Diamond

Żeby filmy o Afryce były w kupie, to dodam jeszcze notkę o najnowszym filmie z Leo. Tym razem jest to zwykła sensacja, tyle że ociera się o realia afrykańskie.

W tej produkcji zapoznajemy się z okrutnym światem diamentowych “kopalni” działających w Afryce. Mamy tu proceder zdobywania nowych pracowników do takich kopalni, jest też proces tworzenia afrykańskich armi. Muszę przyznać, że te elementy są dosyć spektakularne, i do tej pory tak naprawdę sobie nie zdawałem sprawy z tego jak się to przedstawia.

Jeden z takich pojmanych niewolników, który pracuje przy poszukiwaniu diamentów w rzecze znajduje naprawdę wielki okaz. Postanawia go ukryć, udaje mu się to, ale zostaje złapany, wraz z całą resztą (jego nadzorcami i współniewolnikami) przez armię rządową. Trafia do aresztu, w którym przebywa Leo, przemytnik i najemnik. Przypadkiem wyjawiona zostaje tajemnica diamentu i Złoty Chłopiec Hollywood ostrzy sobie na niego zęby. Oferuje pomoc w znalezieniu rodziny w zamian za udział w sprzedaży diamentu. Zaczyna się pogoń, poszukiwanie, ucieczka. Dużo akcji, dosyć dobrej i często brutalnej. Cały czas ktoś ich chce zabić, albo torturować, aż do odrobinę zaskakującego zakończenia.

W filmie pokazano bardzo brutalną stronę Afryki. Mnóstwo obrazów wojny i przemocy. I to na dobrą sprawę takiej nieuzasadnionej specjalnie. No ale co tam Europejczyk może wiedzieć na temat sytuacji w Afryce. Brutalnie to po prostu pokazano.

Jak już wspomniałem, to tylko sensacja. I choć pokazuje problemy Afryki, to tak naprawdę do niczego nie przekonuje, nie zajmuje stanowiska. Fajne oglądadło. Nie może się jednak równać z “Ogrodnikiem”, pomimo wspaniałych krajobrazów :)

blood diamond

Blood Diamond (2006)
Reżyser: Edward Zwick
Obsada: Leo DiCaprio, Jennifer Connelly, Djimon Hounsou, Arnold Vosloo

Babel

Kolejny film dosyć niesamowitego reżysera, który stoi za takimi filmami jak “21 grams” czy “Amores Peros”. Mowa oczywiście o Alejandro Inarritu. Tym razem film o dźwięcznym tytule “Babel”.

Jest to obraz pokazujący kilka wątków jednocześnie, wiążący je ze sobą dosyć ściśle. Choć każdy z nich jest tak naprawdę o czymś innym, to mówią wiele w temacie filmu, czyli “if you want to be understood… listen”.

Co więc może łączyć amerykańskich turystów podróżujących po Maroku z japońską rodziną w środku tragicznych wydarzeń oraz z Meksykaninami przekraczającymi granicę z USA? Okazuje się wiele, jeśli uznać, że Meksykańska opiekunka dzici owych turystów (Pitt i Blanchett) wyjeżdża z nimi do Meksyku na ślub syna. Do tego jeszcze matka dzieci zostaje postrzelona, niby że przez terrorystów. Dużo się dzieje. Może niezbyt szybko, bo film jest dosyć długi i jakoś trzeba było wypełnić ten czas, ale jest wciągająco.

Szkoda, że znów mamy tu sprawdzony sposób prezentowania akcji, czyli pokażmy jak coś się kończy, a później powoli prezentujmy jak do tego doszło. Atrakcyjne, ale i trochę nużące momentami. Szczególnie, że i w poprzednim filmie tego reżysera był już taki zabieg.

Mimo tego, dobry i solidny film, który pokazuje, że Brad Pitt jak chce, to umie zagrać fajnie. A jakoś wybitnie żadko odkrywa swoje talenty i zwykle gra bardzo standardowo.

babel

Babel (2006)
Reżyser: Alejandro Gonzales Inarittu
Obsada: Brad Pitt, Cate Blanchett, Gael Garcia Bernal

3000 Miles to Graceland

Kto by pomyślał, że wśród filmów z Kevinem Costnerem znajdzie się taki rodzynek? Przecież ten aktor jest tak niesamowicie sztuczny i nędzny, że to istny cud! No ale jest, i przyznać trzeba, że robi ogromne wrażenie. A do tego towarzyszą mu na ekranie Courtney Cox oraz Kurt Russell.

Dosyć psychodeliczna czołówka może zmylić. Film nie jest kolejnym “Fearing and Loathing Las Vegas”, mimo że jest jak najbardziej o Vegas. Mamy tu opowieść o grupie kryminalistów chcących obrobić jedno z kasyn w Las Vegas. Co ciekawe chcą tego dokonać podczas konkursu na sobowtóra Króla - czyli Elivsa Presleya. Przebierają się więc za elvisów, i próbują swoich sił. Jakoś tam im się udaje - bardzo fajnie i zabawnie nakręcone sekwencje - ale później, gdy dochodzi do dzielenia kasy wszystko się sypie. W całą zabawę wtrąca się właścicielka motelu w którym zatrzymali się niedoszli bogacze, właśnie Courtney.

Dalej już mamy dosyć standardową mieszankę pościgów i innych tego typu rzeczy, ale wszystko polane przyjemnym i relaksującym sosem, główna zasługa w tym pierwszej części filmu, czyli samego napadu.

Filmowi należą się brawa, za Elvisa, za sekwencję napadu na kasyno i za Kevina, niech ma, bo tu mu się udało :)

3000miles_to_graceland

3000 Miles to Graceland (2001)
Reżyser: Demian Lichtenstein
Obsada: Kurt Russell, Kevin Costner, Courtney Cox, Christian Slater, Thomas Haden Church

Wedding Crushers

Kto by sie spodziewal, ze taka komedyjka, zapowiadajaca sie na calkowicie standardowa amerykanska komedyjke, okaze sie takim fajnym filmidlem. Nie znajdzie sie tu nic glebokiego. O nie, to nie tu. Raczej duzo smiesznych gagow i zartow. A na dokladke troche klimatow z romantycznej komedii, bo jakby nie bylo okolo polowy film zmienia sie wlasnie w cos takiego.

Fabula skomplikowana nie jest. Owen Wilson gra w tym filmie weselnego podrywacza, ktory wraz z kolega odwiedza rozne wesela. Nie bedac zaproszonym podrywa na nich mlode dziewczyny w celach kontaktu lozko-cialo. W kazdym razie, sa w tym dobrzy.

Az tu pewnego razu sami sie zakochuja. Dosyc niezwykle i niestandardowo, ale zabawnie. I tu zaczyna sie glowna czesc (ta romantyczna) filmu.

Nie bedzie tu nic glebokiego. Jesli sie komus nudzi, to moze obejrzec. Jesli nie, to niech sobie odpusci ten film. Nie ma tu nic niezwyklego czy odkrywczego. Ot kolejna amerykanska komedia.

Image Hosted by ImageShack.us