O czym by tu dziś? Może o dwóch filmach sci-fi, które obejrzałem. Co prawda od tego wydarzenia minęło już trochę czasu, ale filmy dosyć nieznane, więc co tam :)
Pierwszy z nich to “Timeline”. Opowiastka o grupie dzielnych i zapalonych archeologów, pracujących na wykopaliskach w okolicach jakiegoś francuskiego grodu (a raczej ruin jego). Z archeologią to zwykle tak, że trochę się rzeczy znajdzie, resztę się dopowiada - przynajmniej z perspektywy laika tak sprawa się przedstawia. Mniej więcej tyle pokazano i tutaj. Przełomowe odkrycie idzie w parze z dopasowywaniem znanych informacji z historii regionu do znalezisk. Aż tu nie wiadomo skąd zjawiają się pracownicy dziwnej firmy i grzecznie wyjaśniają, że prowadzący badania profesorek został wysłany przez nich, jako konsultant historyczny w podróż w czasie. I wplątał się w jakieś kłopoty. Teraz wyplątać mogą go tylko jego współpracownicy z wykopalisk.
Oczywiście, że się zgadzają, bo co innego mieliby zrobić. Przenoszą się wraz z trzema zaprawionymi podróżnikami w czasie do tego miejsca gdzie udał się profesor, i zaczynają bruździć komu popadnie :)
Fabularnie nie jest rewelacyjnie. Zwykły film przygodowy, który dobrze się ogląda, bo jest trochę bijatyk z rycerzami, trochę gagów i fajnych, kaskaderskich scenek. Jest też oczywiście nieodzowne nawiązanie do rzeczy, które bohaterowie już znają, bo widzieli je podczas wykopalisk. I jak się okazuje, wiele rzeczy zostało wykonanych właśnie dzięki nim.
Jednakże, skoro film jest o podróżach w czasie, to można zauważyć wiele poślizgów, które nie dają spokojnie przejść obok tej produkcji. Wątpliwości budzi dziwny sposób podróżowania w czasie, jakiś taki prowizoryczny w moim wyobrażeniu. Dodatkowo naprawa całej maszynerii przy pomocy dosyć prostych zabiegów jest wręcz śmieszna. Nie zadbano też specjalnie o rozważenie rezultatów zmiany historii - to ogromny minus, bo ja czepliwy jestem :)
Jakby ktoś się nastawił na oglądanie, to można, ale jako przerywnik między fajniejszymi filmami, bo to taki uboga wersja “Jankesa na dworze Króla Artura”.
Drugim z filmów jest “A Sound of Thunder”, o scenariuszu opartym na opowiadaniu autorstwa Raya Bradburego. Przedstawiony mamy tu świat przyszłości, gdzie odkryto już podróże w czasie, lecz całe szczęście doszli już ludzie do tego, że nie można sobie podróżować jak kto chce. Całość przedsięwzięc tego typu jest więc kontrolowana przez rządowych obserwatorów.
W filmie zaprezentowana zostaje nam jedna z firm, która wysyła ludzi do czasów prehistorycznych, by mogli sobie postrzelać do tyranozaura. I żeby go zabić. Całość zdarzenia jest nagrywana, aby później delikwent mógł mieć pamiątkę. Impreza jest droga i pozwala się dowartościować bogatym biznesmenom. Uczestnicy spacerują po tworzonej przez pola siłowe ścieżce, która powinna wykluczać kontakt ze światem, do którego dostają się podróżnicy, a tyranozaur, którego zabijają i tak miałby za chwilę umrzeć. Wszystko jest więc wyliczone i powinno działać bez zastrzeżeń.
Niestety, pewnego razu coś idzie nie tak, najwidoczniej ktoś zszedł ze ścieżki. To z koleji zakłuca przyszłość, zmienia świat znany podróżnikom w coś zupełnie innego. Zmiany nie następują od razu, a nadchodzą w postaci fal, które odmieniają świat za każdym razem bardziej. Osią filmu jest odwrócenie tego co się stało, tyle że nie jest to zadanie zbyt proste, bo w nowej rzeczywistości ludzie nie są już najwyżej postawionym gatunkiem ziemi.
Skoro scenariusz pisał Ray, to jednak nie bardzo jest się do czego przyczepić. Rzecz jest naprawdę spójna i ciekawa. Ciekawy pomysł i realizacja tych podróży w czasie. Co prawda nie ma tu zabójczych efektów, ale jest bardzo dobra akcja. Polecam. I naprawdę nie potrafię zrozumieć w jaki sposób film ten dostał tak niską ocenę na imdb.com. Dużo niżej niż sztampowy “Timeline”.
BTW, pewna osoba byłaby chyba nieźle zdziwiona tym, jak bardzo spodobały mi się po tym filmie wysokie mieszkania :D Szczególnie z dużą ilością kwiatów, ale to pewnie tylko w USA i to tym z przyszłości takie są ;-P
Timeline (2003)
Reżyser: Richard Donner (cud reżyser “Jurassic Park” i “Lethal Weapon”)
Obsada: Paul Walker, Frances O’Connor, Billy Connolly (il Duce z “Boondock Saints”, jeśli komuś coś to mówi ;-) )
A Sound of Thunder (2005)
Reżyser: Peter Hyams
Obsada: Ben Kingsley, Catherine McCormack