Wydawałoby się, że Bruce Willis nie da rady zagrać już pożądnej roli. A jednak mnie zaskoczył. Fakt faktem, że sprawdził się znów na swoim standardowym poletku - sensacja. Niby znany gatunek filmowy, ale ta produkcja całkiem odświeża to pojęcie. Do czynienia mamy z historią pewnego chłopaka, którego żekomo pobito, okradziono i jeszcze wrobiono w jakąś grubszą aferę. Owo “żekomo” jest tutaj bardzo istotne, i tu przestanę ze zdradzaniem szczegółów. Brzmi niewinnie, ale rozkręca się w naprawdę ciekawie pomyślaną historię z morderstwami i różnymi podejrzanymi zbiegami okoliczności. Zastosowano tutaj znany już od jakiegoś czasu (bodaj od “The Snatch”) chwyt z odkręcaniem wszystkiego na koniec filmu: czyli to co się na początku wydaje jest zupełnie chybione, albo tylko lekko zbierzne z rzeczywistością filmową.
Poza przyzwoitym scenariuszem samo wykonanie też jest ok. Dobra obsada, czyli Freeman, Willis i Harnett, robi swoje - naprawdę dobrze, trzeba dodać. Jest też Lucy Liu, która chyba pierwszy raz gra tego typu rolę. Jest tu bardzo kobieca, trochę naiwna, i bardzo ciekawska - wychodzi z tego bardzo ciepła i przyjazna postać.
Wizualnie film nie odbiega od standardów Hollywood. Efekty specjalne są, ale w niezbyt przesadzonej liczbie. Jest natomiast kilka scen, które są naprawdę dobre: śmieszne, dobrze pomyślane, itp. Nie są to na pewno pościgi samochodowe, z czego słyną przecież filmy akcji.
Lucky Number Slevin (2006)
Reżyser: Paul McGuigan
Obsada: Josh Hartnett, Bruce Willis, Lucy Liu, Morgan Freeman, Ben Kingsley